środa, 29 maja 2013

PAN SOWA I KSIĘŻYCOWE OCZY

Pan Sowa niedawno się obudził. Noc też niedawno się zaczęła, a to oznaczało jedno - pora na śniadanie. Bo Pan Sowa w przeciwieństwie do większości mieszkańców lasu, swoje śniadania jadał dopiero jak Słońce położyło się spać. Żeby zjeść śniadanie, trzeba je było jednak najpierw złapać. Miał dziś ochotę na tłuściutką, młodą myszkę. Usiadł więc na drzewie i wypatrywał, czy gdzieś jakaś mysz przechodzić nie będzie. Jakież było jego zdziwienie, gdy zamiast myszki pojawiły się dwa szare wilki. Zamrugał swoimi wielkimi, żółtymi oczami ze zdziwienia, gdy wilki zamiast minąć jego drzewo, usiadły pod nim, zadarły łby i zaczęły wyć rozdzierająco. Nawet gdyby pojawiła się jakaś Myszka, to i tak na słysząc wycie zadrżałaby ze strachu i czmychnęła czym prędzej do norki.
źródło: http://kropkiikreski.pl/
- Ależ panowie! - ze wzburzenia Pan Sowa aż nastroszył pióra i wyglądał teraz jak wielka brązowa piłka o jeszcze większych oczyskach. - Ja tu poluję, a wy tak hałasujecie! I w dodatku księżyc macie za plecami! - bo wszyscy wiedzą, że wilki uwielbiają wyć do księżyca, tak jak dzieci uwielbiają lody truskawkowe.
- Ależ nie... tu mamy dwa księżyce - powiedział jeden wilk zupełnie nie zawstydzony, że tak przeszkadzają Panu Sowie.
- A dwa księżyce to lepiej, niż jeden - przytaknął drugi i znów zaczęły wyć. Pan Sowa z oburzeniem zamachał skrzydłami.
- Żarty sobie robicie?! - krzyknął, bo wydawało mu się, że wilki naśmiewają się z jego olbrzymich, świecących w ciemnościach oczu. A wilki wcale nie żartowały. - Wynoście się, bo jak złapię jednego z drugim pazurami za skórę... jak przetrzepię skrzydłami, to kurz z tych waszych szarych futer pójdzie! - krzyknął groźnie strosząc pióra. Wilki były większe od niego, ale ataku z powietrza chyba się trochę obawiały, bo umilkły jak na komendę. Fuknęły ze złością i potruchtały głębiej w las może szukać księżyca, a może śniadania, bo też już trochę głodne były. Pan Sowa odetchnął dla uspokojenia i znów zastygł w bezruchu czekając na okazję. Zamyślił się nawet nad bezczelnością wilków. Żeby go brać za księżyc! Też coś! Tak był pochłonięty polowaniem i swoimi myślami, że nie zwrócił uwagi na chrobot pazurków na jego gałęzi. Coś uderzyło go w bok i zamachał ze strachu skrzydłami o mało nie spadając z drzewa. 
- Cóż to znowu?! - zakrzyknął widząc wiewiórkę, która sama równie zdziwiona jak on przecierała oczka.
źródło: http://haphap96.blog116.fc2.com/
- A co ja tu robię? Przecież spałam.... - ano spała. Ale przecież nie od wczoraj cierpiała na pewną przypadłość. - Przepraszam Pana... przepraszam bardzo! - zadrżała zaglądając w okrągłe, świecące w ciemnościach oczy Pana Sowy. - Ja lunatykuję... to przez księżyc...on mnie przyciąga... a... aaa... - zająknęła się nie wiedząc, czy nie rozzłości Pana Sowy jeszcze bardziej, bo już był naburmuszony - Pana oczy są jak dwa księżyce...
- Dosyć! - fuknął na nią obrażony. - Idź spać. 
Wiewiórka pokiwała skwapliwie głową i pobiegła do swojej dziupli. Noc dla niej była od spania i marzyła tylko o tym, by przytulić się do swojego ogona i zasnąć. Pan Sowa poprawił pióra mając nadzieję, że już nic mu nie będzie przeszkadzało, ale mylił się. Bo oto pojawił się Królik. Chyba był równie zezłoszczony co Pan Sowa tej nocy.
źródło: pl.123rf.com
- Ja przepraszam, ale czy nie mógłbyś zmienić drzewa? Nie mogę spać jak mi księżyc do nory zagląda, a jak tu siedzisz, to twoje oczy są jak dwa księżyce... - Królik zatupał tylną nogą dla podkreślenia swoich słów.  - No mógłbyś...?
- Co za las! - krzyknął Pan Sowa do reszty wyprowadzony z równowagi - Mam królika słuchać? Jak chcę to jem króliki, zwłaszcza takie małe! - do Królika dotarło, że trochę się zapędził. Położył uszy na grzbiecie, pokręcił noskiem i uznał, że może to i racja. Może nie należało krzyczeć na Pana Sowę. Czmychnął do swojej norki szybciej, niż z niej wyszedł. Ale Pan Sowa miał już dość:
- No nie... tu się nie da mieszkać... a to był taki dobry las... - mruczał pod nosem rozkładając skrzydła. - ... pora poszukać nowego domu...
źródło: http://modowo.pl/
- Nie... proszę... - nieśmiałe słowa dobiegły zza leszczynowego krzaka. Chwilę później z krzaka wychylił się łebek Sarenki. - Ty lubisz noc, żyjesz w nocy, to nawet nie wiesz jaka noc jest straszna... - Sarenka była przestraszona, ale zdobyła się na odwagę, by zadrzeć głowę i próbować przekonać Pana Sowę, żeby nie odchodził. - Jak się każdej nocy boisz, że z ciemności przyjdą wilki i cię zjedzą. Jak jest księżyc, to jest raźniej. Nie tak straszno. Ale... ty nie rozumiesz! - krzyknęła widząc, że na wzmiankę o księżycu Pan Sowa zacisnął ze złością dziób. - Wilki mają rację - chyba Sarenka była tu już podczas wilczego koncertu - dwa księżyce są lepsze niż jeden. Dwa razy mniej się boję jak w nocy widać twoje piękne oczy.
Pan Sowa zdziwił się, ale i ucieszył. Postanowił zostać w lesie i nawet przeprowadził się na drzewo, które rosło na skraju polanki, na której mieszkała Sarenka. Zostali przyjaciółmi, a Sarenka dużo mnie bała się ciemności. I wilków, bo Pan Sowa, który lepiej od niej widział w nocy, stał na straży i gdy tylko jakiś wilk ośmielił się podejść zbyt blisko polanki, ostrzegał Sarenkę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz