Przygotowując się do tego posta pierwotnie chciałam się zmierzyć z tematem - pasta z fluorem, czy bez? Okazało się, że należy spojrzeć szerzej i sama pasta jest już raczej marginalna. Spotkałam się w sieci ze zdaniem wielu osób na temat szkodliwości fluoru i w tym kontekście używania pasty bez fluoru. Nie jestem biologiem, chemikiem, ani lekarzem, ale próbuję zrozumieć i tymi próbami chciałabym się podzielić, bo wynik mojego reserchu w sieci wcale nie są takie, jak początkowo się spodziewałam:)
Najlepiej jednak zaczynać od początku, więc tak zacznę;)
Moda na fluor (czy też fluorowy biznes, bo jedno z drugim oczywiście idą w parze) zaczęła się w latach '40 XX wieku w Stanach zjednoczonych. Zauważono, że fluor poprawia kondycję zębów i zaczęto stosować go z prawdziwym rozmachem (ach ten amerykański rozmach!) - fluoryzowano wodę w wodociągach miejskich i oczywiście produkowano pastę do zębów z fluorem. Do dzisiaj rozmach ten stał się jeszcze bardziej zamaszysty - w końcu każdy chce mieć piękne zęby - więc Amerykanie nie tylko piją fluoryzowaną wodę, ale i używają wszelkiego rodzaju specyfików do zębów (oczywiście każdy z fluorem) oraz suplementują ten pierwiastek. A to, paradoksalnie, im szkodzi.
Natura fluoru bowiem jest ambiwalentna. Z jednej strony jest to mikroelement niezbędny do życia, z drugiej - przedawkowany - jest silną trucizną. I tego przedawkowania obawiamy się dzisiaj. Znaczna część amerykańskiego społeczeństwa ma przebarwione zęby - to jedna z oznak fluorozy, czyli zatrucia fluorem (brązowe plamki i smugi). Wachlarz nieprzyjemności związanych z fluorozą jest oczywiście większy - zęby zostają osłabione.. zęby i kości (czyli powoduje ostereoporozę), zwiększa się ryzyko zachorowania na raka, mogą pojawić się problemy z tarczycą, alergie, problemy z odpornością, niekorzystnie wpływa na układ nerwowy. Jakby nie było - powód do zastanowienia się nad tym pierwiastkiem jest niejeden.
Gdzie w takim razie znajduje się fluor?
- we fluoryzowanej wodzie
- rybach
- żelatynie
- herbacie
- ziemniakach
- marchwi
- fasoli
- mleku
- mące pszennej
- oczywiście w paście do zębów
- w truciznach na insekty
- lekach psychotropowych (wzmacnia ich działanie)
Anonimowe źródła w internecie (w każdym razie anonimowe dla mnie, bo nie odkryłam na kogo powołują się internauci) podają, że maksymalna bezpieczna dawka fluorków to od 0,25 do 1 mg na dobę. Skoro jednak to źródło jest anonimowe... wolę wierzyć źródłu bardziej oficjalnemu. Wg National Academy of Sciences (USA) maksymalna dobowa dawka w przypadku kobiet to 3mg, a w przypadku mężczyzn - 4 mg. Czyli ilości niewielkie po prawdzie.
Trzeba również pamiętać, że fluor dostaje się do naszego organizmu także poprzez zanieczyszczenia - występuje w opadach pyłu i wody związanych z przemysłem (generują go np. elektrociepłownie) - a więc trafia do nas bezpośrednio w pokarmach lub też poprzez zanieczyszczenie naszego otoczenia. Nie ma więc potrzeby dodatkowego suplementowania fluoru zazwyczaj.
Jak w tym kontekście wypada Polska? Od 1967 roku przeprowadzano w Polsce fluoryzację wody wodociągowej w wielu miastach (znalazłam informację o 34), ale dziś się już tego nie robi. Są jednak regiony, gdzie zawartość fluoru w wodzie jest wysoka (np. Gdańsk, Kielce). Aby dowiedzieć się jak wygląda sytuacja w Twojej okolicy - wystarczy zadzwonić do odpowiedniego oddziału Sanepidu. Przykładowo w krakowskiej wodzie stężenie fluorków jest niskie (6 razy mniejsze, niż wynosi dopuszczalna norma).
W przypadku nadmiaru fluoru np. w wodzie z której korzystamy - powinniśmy zwiększyć przyjmowanie wapnia, utrudnia on bowiem wchłanianie się fluoru.
I już na sam koniec - wnioski dotyczące pasty:)
Fluor w paście mineralizuje szkliwo - nie zjadamy go, nie połykamy - dlatego tą drogą nie przyswajamy go dużo i nie jest tak groźny, jak niektórzy sugerują. Z drugiej strony bez niego powinniśmy się w dzisiejszych czasach obejść - wystarczy zdrowa dieta. Bo zęby nie psują nam się od braku fluoru w paście, czy wodzie, ale chociażby od dużej ilości cukru w diecie.
Nie tylko fluorem możemy mineralizować szkliwo. Osobiście skłaniam się ku organicznym pastom do zębów, bo wychodzę z założenia, że ograniczanie chemii w swoim otoczeniu może nam tylko wyjść na zdrowie. Niestety takie pasty są dosyć drogie. Od trzech miesięcy testuję pierwszą w dorosłym życiu pastę bez fluoru - wiem, że na to trzeba czasu, ale jesienią wizyta u dentysty... zobaczymy jaki będzie wynik:) Ja różnicy nie odczuwam:)
I jeszcze jedno, bardzo ważne - dzieci do 7 roku życia w ogóle nie powinny korzystać z pasty z fluorem (a późniejsze wprowadzenie takiej pasty też powinno odbywać się pod nadzorem rodziców - dziecko nie może pasty połykać, a buzia musi zostać wypłukana).
U nas w domu od dawna Elmex. Z aminofluorkiem. Przeszukałam świat past od A do Z i przeraziłam się ile syfu tam kładą, pod pozorem dobra mojego i dziecka.
OdpowiedzUsuńNa początek sorbitol, potem SLS, często parabeny.
Masakra.
Sama używam pasty ziołowej, ale nie znajduję takich dla dzieci. Chyba napiszę do producenta z pytaniem czy nadaje się też dla dziecka, bo nie mam już pomysłu.
A sprawdzałaś organiczne pasty do zębów dla dzieci (w internecie głównie)? One często mają minimum składników i standardowo są bez fluoru:)
UsuńMamy malinową Laverę, ale mnie jakoś nie przekonuje ta słodycz i zapach. Użyjemy, bo śmieci tam nie ma, ale czy to tak pielęgnuje jamę ustną jak bym chciała, to nie jestem pewna.
Usuń