Pokazywanie postów oznaczonych etykietą DIY. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą DIY. Pokaż wszystkie posty

sobota, 30 listopada 2013

proszek do zmywarki - zrób sobie sam!

Już dawno chciałam spróbować, wreszcie nadarzyła się okazja - proszek do zmywarki się skończył. Moja zmywarka nie toleruje tabletek, więc nie mogłam skorzystać z pomysłu Joanny, która własnoręcznie sobie je zrobiła (przepis tutaj). Pogrzebałam więc w sieci, głównie w anglojęzycznym internecie, bo w polskim za wiele nie znalazłam. Porównałam z tabletkami i nieco zmodyfikowałam. Czy taki proszek jest tańszy? Nie liczyłam dokładnie, ale tak na oko - wychodzi porównywalnie do tych markowych, nie z najniższej półki. Ma jednak zalety, których tamte nie mają. Po pierwsze sama sypałam, to wiem, jakie są składniki i jest tych składników niewiele. Po drugie to składniki bezpieczne dla człowieka i świata (a na pewno bezpieczniejsze od tego, co oferuje nam przemysł w ładnych skądinąd opakowaniach:). Przyznam, że boraksu się obawiałam. Fakt, tani jest. Ale trzeba umieć się z nim obchodzić, jeśli do czyszczenia łazienki używać, to raczej w rękawiczkach... ale domestos, czy mleczka czyszczące z hipermarketu to niby jak się używa, jak nie w rękawiczkach? Więc się przełamałam i boraks pojawił się w domu (wysoko pod sufitem schowany na co dzień, żeby być poza zasięgiem wszystkich, którzy mają poniżej półtora metra nawet stojąc na tylnych łapach).  Poza tym zmywarka go wypłukuje, więc nawet jeśli coś zostanie na naczyniach, to nie w ilościach niebezpiecznych dla człowieka. Pierwsze boraksowe testy właśnie na proszku do zmywarki poczyniłam. 

W zasadzie przepis jest bardzo prosty, należy wymieszać razem:
  • 2 filiżanki sody oczyszczonej
  • 2 filiżanki boraksu
  • 1 filiżankę soli (najtańszej, kuchennej)
  • 1 filiżankę kwasku cytrynowego

Nie wychodzi to drogo, a na długo starcza:) Boraks, sodę i kwasek najlepiej zamówić przez internet w zbiorczych opakowaniach (1kg, 5kg).

Proszek delikatnie się zbrylił - nie wiem czego to zasługa. Nie przeszkadza to jednak w użytkowaniu, zmywarka poradziła sobie z wymyciem grudek z pojemniczka.

Efekty? Nie zauważyłam różnicy w porównaniu z proszkiem, który wcześniej stosowałam. Naczynia są czyste, choć tam gdzie kupny proszek nie dawał rady, ten domowy też poległ. Należy go trzymać poza zasięgiem dzieci, ale kupny proszek też ma takie zalecenie (i fosforany, a mój fosforanów nie ma, ha! ;) ).

Jeśli ktoś chciałby proszek wypróbować, a nie chce przy tym od razu kupować wszystkich rzeczy do jego zrobienia - to zapraszam na FB - tam dziś mała rozdawajka:)



środa, 13 listopada 2013

ZAMIAST KREMU DO CERY MIESZANEJ I JEDNOCZEŚNIE NACZYNKOWEJ

Dawno mnie nie było, ale to nie znaczy, że nic się nie działo... trochę się nazbierało tematów, to i powolutku będę nadrabiać zaległości:)



Od zawsze mam problemy z cerą, która nie dość, że tłusta w lini T czoło-nos-broda (czoło tragicznie, wieczorem to już potrafiło się nie tylko świecić, ale miałam wrażenie, że szpatułką bym ten smalec zebrała... paskudztwo), to jeszcze naczynkowa, rumiana jestem jak na prawdziwą słowiańską babę przystało (i mrozów wcale do tego nie potrzebuję). Zwykłe kremy, czy to z drogerii, czy z apteki dawały efekt... po prawdzie żaden. Zdarzało mi się parę razy popełnić zakup droższego kremu (np. dr Ireny Eris, ale nie z tych drogeryjnych i aptecznych, tylko bezpośrednio w instytucie dobieranych i sprzedawanych). Był to spory wydatek dla mnie, pocieszało tylko to, że mi krem na bardzo długo starcza. Ale efekt był zauważalny przynajmniej, rumieniec był, oczywiście że był - ale nie pogłębiał się na mrozie na przykład. No i skóra była lepiej nawilżona, nie przetłuszczała się tak na czole, nie łuszczyła przy nosie, była miękka i aż promieniała (ale też to było prawie dziesięć lat temu, nie ma co ukrywać, skóra była młodsza;) ).

Kiedy ostatnio zaczął kończyć się krem znowu stanęłam przed dylematem, smarować, żeby smarować, czy wydać więcej i przynajmniej poczuć jakiś efekt tego smarowania. Jak to często bywa, mając do wyboru dwa wyjścia, znalazłam trzecie:) To była próba, w którą niespecjalnie wierzyłam, ale co mi tam... taniej to wychodziło, niż drogie kremy, w których w dodatku jest tyle wszystkiego, a ja wychodzę z założenia, że jeśli mogę ograniczyć chemię, to tylko mi to na zdrowie wyjdzie:)

I tak oto powstało stworzone przeze mnie własnoręcznie serum do cery mieszanej naczynkowej:


 1/2 porcji kwasu hialuronowego 1% - jest to kwas naturalnie występujący w ludzkim organizmie, nasza skóra składa się z niego w 50%, choć z wiekiem mamy go co raz mniej. Kwas zwalcza wolne rodniki, wzmacnia skórę, pomaga w transporcie substancji odżywczych i pozbywaniu się toksyn. Ta substancja świetnie nawilża, a jej żelowa konsystencja jest bardzo wygodna w używaniu.

1/4 porcji olejku z pestek malin - źółtawy, o lekkim orzechowym zapachu, jest doskonałym przeciwutleniaczem, zwiększa elastyczność skóry i wspomaga produkcję kolagenu, działa przeciwzaskórnikowo, świetnie się wchłania

1/4 porcji oleju z nasion herbaty - bardzo lekkiego i świetnie się wchłaniającego, wzmacniającego tkankę łączną skóry i ścianki naczyń krwionośnych


Serum używam na oczyszczoną skórę twarzy zamiast kremu rano i wieczorem. Oczywiście kwas hialuronowy i oleje rozwarstwiają się, ale wystarczy przed użyciem wstrząsnąć. Niewielką ilość serum daję na środek dłoni, by olejki się przez chwilę ogrzały i później wklepuję i... voila! Olejki po chwili się wchłoną i twarz wcale nie będzie się świeciła tłustą warstewką. Moja skóra na to serum zareagowała rewelacyjnie, obyło się nawet bez przystosowawczych pryszczy, które potrafią się podobno pojawić na początku przygody z olejkami do twarzy. Skóra twarzy przestała się przetłuszczać i przesuszać, jest odżywiona, miła w dotyku. A rumieniec? No jest... nie wierzę, żeby kiedyś miało go nie być, ale może z czasem odrobinę się zmniejszy, albo przynajmniej w zimie nie powiększy:)

sobota, 24 sierpnia 2013

CZYSZCZENIE ZABAWEK NIEMOWLĘCYCH

...czyli soda oczyszczona w roli głównej...

Drugi rzut ząbków się ruszył, górne jedynki już widać:) Efekt? Chrabąszczyca gryzie wszystko i wszystkich bez wyjątków, czy to gryzaczek, czy ręka taty, czy koci ogon, czy własne palce. Więc tata ręce myje, kot ogona pilnuje, rączki też myjemy. No i zabawki trochę częściej trzeba czyścić. A że chemii nie chcę używać, bo gwarancji wypłukania żadnych nie mam... czyli znaczyłoby to, że Chrabąszczyca z zapałem zlizałaby te resztki detergentu;p A nie ma tak... mama ma sodę oczyszczoną, mama ma czym walczyć!

Banalnie prosty zabieg i szybki. Przynajmniej w samym czyszczeniu, bo schnięcie, to co innego;) Na 2 litry wody daję 6 łyżek sody oczyszczonej (tak, kupuję hurtowo, w 1kg opakowaniach, bo doprania też używam... jakby ktoś wiedział, gdzie można kupić większe, to się podzielcie proszę:). W takim roztworze wykąpały się dziś wszystkie grzechotki, gryzaczki i książeczki do kąpieli. Reszta, której kąpiel niewskazana, czyli np. kartonowe książeczki - została przetarta szmatką zanurzoną w roztworze. I teraz łatnie sobie wszystko leżakuje na balkonie, na suszarce. Za chwilę słoneczko przyjdzie i wysuszy:)

Dlaczego soda?

  • jest całkowicie bezpieczna dla człowieka, nie uczula 
  • jest biodegradowalna
  • jest tania;)

środa, 15 maja 2013

DOMOWE MOKRE CHUSTECZKI DLA NIEMOWLAKA

Kiedyś nam się skończyły chusteczki. Tak z partyzanta dodam. Mogłam albo lecieć z Chrabąszczem do sklepu (a zimno było jak zaraza), albo mu je zrobić (miałam już zamysł taki od dawna, ale...jakoś się nie złożyło). No to skorzystałam z okazji i zrobiłam:)

  • 1/2 rolki papierowych ręczników (całą rolkę przecięłam na pół w poprzek)
  • 400 ml wody
  • 60 ml naparu z rumianku
  • 30 ml oleju z pestek winogron
Wymieszałam co mokre i wsadziłam w to ręczniki. Pozwoliłam im nasiąknąć i wyciągnęłam ze środka kartonową rolkę (dzięki temu wyciąga się je trochę jak chusteczki z pudełka). I mam zamknięte w plastikowym pudełku. Sprawują się nieźle, są mocno wilgotne, więc łatwo domywają pupę nawet jak coś (np. w nocy) przyschnie. Nie podrażniają Chrabąszcza i generalnie dziecio sobie nie krzywduje:) A w sumie niedrogo i przynajmniej bez całej chemicznej litanii. Wiem doskonale co dostaje pupka Chrabąszczycy, a im mniej składników, tym dla niej przecież zdrowiej:)

niedziela, 5 maja 2013

SIEMIĘ LNIANE NA POPĘKANE PIĘTY

Też w ramach Tygodnia Innego Niż Wszystkie postanowiłam zrobić malutkie, domowe spa:) Padło na stopy, bo moje pięty nie do końca mogą dojść do siebie po zimie i potrzebna jest im mała pomoc. 

źródło fot.: http://www.siemie-lniane.pl

  • 3 łyżki siemienia lnianego
  • 1/2 litra wrzątku
Siemię lniane zalałam wrzątkiem i odstawiłam na pół godziny. Potem dopełniłam gorącą wodą w misce i moczyłam stop aż do wystygnięcia 'mikstury'. Stopy odpoczęły, skóra się zmiękczyła i stała znacznie przyjemniejsza w dotyku. A w między czasie Chrabąszczyca mogła siedzieć na kolanach i podziwiać te fascynujące ziarenka, co to były poza zasięgiem rączek:)

DIY - PŁYN ZMIĘKCZAJĄCY DO PŁUKANIA TKANIN


Zaczął się TYDZIEŃ INNY NIŻ WSZYSTKIE. Dziś ograniczam konsumpcję... przejrzałam co teoretycznie nam się kończy (lub skończyło) i trzeba by było uzupełnić zapasy. Płyn do płukania był pierwszy na liście. Skład takiego płynu jest banalny, a faktycznie zmiękcza tkaninę. I o ile mniej chemii dla nas. Właściwie dwa składniki, w porywach do trzech. Tanio zaznaczam!:) Polecam spróbować:)

fot.: http://ecoportal.com.pl
Ja dodałam olejek z drzewa herbacianego, bo po pierwsze lubię jego zapach, po drugie ma działanie bakterio i grzybobójcze, po trzecie... tylko taki mialam w domu, a przecież miałam dziś nie kupować:P

Bez olejku oczywiście możemy się obejść, ale chyba każdy lubi jak jego pranie ładnie pachnie.

Kwasek możemy zamienić na ocet, ale mi osobiście przyjemniejsza wydaje się wersja z kwaskiem. Zasada jest prosta, i ocet, i kwasek powinny stanowić nie więcej niż 1/3 całego płynu.

Jeśli chodzi o ilość dodawaną do prania, to ja wypróbowałam 3 łyżki - starczyło w zupełności.

  • 220 ml wody
  • 40 g kwasku cytrynowego
  • kilka kropel olejku z drzewa herbacianego

WŁASNY PŁYN DO PŁUKANIA JAMY USTNEJ

To też w ramach Tygodnia Innego Niż Wszystkie, ale od dawna chciałam spróbować:) Poza tym okazja, bo płyn nam się skończył. Pomysł znalazłam tutaj i bardzo mi się spodobał. Po pierwsze - mimo moich obaw w kwestii 'mięta dałaby wrażenie świeżości, a to...pewnie nie' - nic z tych rzeczy. W ustach faktycznie czuć przyjemną świeżość. Poza tym rozmaryn jest bakteriobójczy, więc przy zwalczaniu próchnicy jak znalazł. Nie wiem co prawda jak ma się skuteczność takiego płynu do płynów sklepowych, naukowcem nie jestem. Ale wolę w siebie pompować możliwie jak najmniej chemii, więc ten zamiennik mi odpowiada. Jedyny jego mankament to to, że niestety musi stać w lodówce, a nie pod lustrem w łazience. Same przyznacie, że to niewielki minus:)

fot.: http://www.zielonyogrodek.pl

Do rzeczy jednak, żeby przygotować nasz płyn potrzebujemy tylko dwóch rzeczy:

  • 1/2 litra wody
  • 3 łyżki suszonego rozmarynu
Wykonanie też jest banalnie proste - rozmaryn zalewamy wrzącą wodą i parzymy pod przykryciem przez pół godziny. Potem przelewamy do butelki i gdy przestygnie - przechowujemy w lodówce. W związku z tym uwaga osoby o nadwrażliwych zębach - trzeba sobie wcześniej odlać do kubeczka, żeby uzyskało temperaturę pokojową. Inaczej - boli:)