czwartek, 18 czerwca 2015

MSZYCA podejście drugie - mleko ...

... czyli co zrobić, gdy się nie ma akurat orzechów piorących? A ja nie mam, w przyszłości napiszę Wam skąd ta chwilowa rezygnacja;) Nie mam jednak i już, a mój ogródek na balkonie cierpi. Nauczona doświadczeniem poprzedniego roku zrezygnowałam z lubczyku, który ponoć przyciąga mszyce. Nie wzięłam pod uwagę, że mszyce wytrwałe są i nie taki znowu wybredne, więc jak nie lubczyk... to mój (jedyny!) pomidor.... albo koperek. W bojowy nastrój mnie wprawiły. Podobno szare mydło działa...ludwik... niezbyt mi się to jednak widziało, przecież ja to jeść będę. Ktoś podpowiedział mleko...no cóż, próba nie strzelba, mleko w lodówce było. Środek prosty:

1 część mleka (nie UHT)
1 część wody

Wymieszać i do spryskiwacza. Traktowałam te małe potwory tak ze cztery razy dziennie (no dobra, wiem, że nie potwory, tylko stworzenia boże, ale nie dla nich sadziłam i zjeść im nie pozwolę;) Sposób nie zadziałał tak szybko jak orzechy, więc przez kilka dni z bojowym okrzykiem (czułam się jak Królik z Kubusia Puchatka, tylko ja nie miałam packi na robale:) ) ratowałam swoje roślinki. I robale się poddały. Nie ma. A pomidorki (dwa!) są. I koperek ładnie rośnie, na baczność wyprostowany. A białe plamy po mlecznym roztworze deszcze zmyły i śladu nie ma.

A gdyby ktoś jednak miał orzechy, to o orzechowej walce z mszycą piszę tutaj



1 komentarz: